Klimatyczna muzyczkaOk, małe podsumowanie czas zacząć.
Plan : zacząć wojnę, modlić się aby przeciwnik nie uciekł na urlopy
Przebieg : Na samym początku atakiem wysłanym przed wojną a wchodzącym tuż po jej zaczęciu Thun trafił swojego kolegę radko220, którego niestety wyrzucono z Wawelu. Ja złapałem parę zapomnianych koników Anuty. Raportów tych nie posiadam, jak się znajdą to wrzucę.
Następnie plądrowaniami i burzeniami twierdz - reszta graczy Wawelu dobrze się kryła swoimi szprytnymi armijkami - wyrobiliśmy sobie całkiem ciekawą przewagę ok 2,5k pkt.
Wiadomość na masie Ferrou, że idzie do nedvedusa na plądre bo musi zarobić na nowy poziom szpiegostwa była początkiem złego fatum, które miało nas prześladować. Niestety atak doszedł do celu, lecz niedźwiedź zaczaił się na swoją ofiarę i podstawił armię na koniki Ferr. Sytuacja diametralnie się zmieniła. W jednym momencie z przewagi wpadliśmy na minus, nie duży bo 2k pkt, ale zawsze minus.
Spodziewałem się, że od teraz nasi przeciwnicy nabiorą odwagi, wypiją po jednym kielichu i zacznie się konkretna jazda, acz troszkę się przeliczyłem. Nadal siedzieli u siebie i czatowali na nasz błąd. Plądrując, gwałcąc, zabierając wszystko co możliwe i burząc po drodze każdą twierdze odrobiliśmy stratę.
Tuż po tym, gdy wynik zaczął być dla nas korzystny ujawnił się kunszt złowrogiego, bądź kapryśnego, bożka losu
Oto mąż na schwał, Pol 1966, idzie z oblężeniem na Maggie - jednego z bardziej, jak się okazuje doświadczonych graczy Wawelu. Coś pewnie podkusiło Pierwszego Oficera - ówcześnie jak mniemam - Wawelu do wejścia na konto i... podstawienia po raz drugi armii DetoXczykowi!
Porażka była druzgocząca i złamała morale niejednego z naszych dzielnych wojów.
Sytuacja była nader trudna i co by nie mówić rozpaczliwa. Zostaliśmy przyparci niczym szeregowcy w walce o każdy zaułek miasta skazanego na wpadnięcie w ręce wroga.
Nadzieja, jak mówią matka głupich choć upartych, utrwaliła jednak ostatecznie sojuszowe więzi i postanowiliśmy powstać z kolan po strzale w kolano.
Zmobilizowało nas to do ciągłego atakowania wroga, śledzenia i co najważniejsze zjednoczenia się w celu pokonania przeciwnika.
Przegrywaliśmy kolosalną ilością 5-ciu tysięcy punktów. Szanse na zwycięstwo ocenialiśmy na bliskie zeru, wiedząc, że wróg dobrze się kryje. Naszą jedyną nadzieją było niszczenie twierdz i plądrowanie gdzie tylko popadnie. Niektórzy po tej wojnie, z sojuszu Wawel, wyszli doszczętnie zniszczeni i poplądrowani nieraz i podwójnie.
Romantic zaczął systematycznie czyścić Ringa, vel pierścionka. Niestety ta taktyka na v5 kuleje okropnie. W jednej chwili można wrócić na plus nawet z -500k złota. Toteż nie zdziwiłem się gdy plan upadł. Ring złapał ochłapy Romantica, wysyłającego systematycznie małe oddziały, w tym samym czasie Elizeusz złapał jeden z moich oddziałów.
Mniej więcej w tym okresie wyszła jedyna konkretna seria ataków gracza Wawelu (tak.. jedyna!) - Veriface'a, który w dodatku przez przypadek rozbił się na pustej twierdzy naszego Asa, naszego Ukrytego Smoka i Przyczajonego Tygrysa w jednym - LordaJaskiera. Jak widać mury naszych twierdz same rwą się do obrony prowincji.
Ogłoszenia w naszym sojuszu pękały jednakże wszerz od sypiących się tam informacji o atakach na wroga. Zdołaliśmy zniwelować około 3k przewagi wroga. Wojna skończyłaby się jednak niepomyślnie gdyby nie ten mały atak w wykonaniu Dominiki, który uratował nasz sojusz, za co powinniśmy bić jej pokłony :
Cieszyliśmy się po nim jak Han Solo z ekipą na Endorze bo zniszczeniu Gwiazdy Śmierci
Następny dzień spędziliśmy na plądrowaniu ostatków wieśniaków wroga. Przeciwnik wyszedł z tej wojny zdruzgotany pod względem eko, bezlitośnie kosiliśmy wszystko co może chodzić i wydobywać surowce.
Takim oto sposobem, może niezbyt efektownym, ale za to efektywnym, sojusz
DetoX zwyciężył w tej jakby się zdawało niemożliwej do wygrania wojnie z sojuszem
Wawel.
Wawel wykazał perfidny brak ambicji, mimo możliwości, nie wyprowadzili choćby pół ataku, aby zwiększyć przewagę. Byliśmy przygotowani na ostatnie minuty wojny, zdawało się, że będą chcieli powalczyć, albo chociażby spróbować upuścić krwi naszym wieśniakom. Mieli mozliwość wygrania wojny i ogromnych przychodów wojennych. Nie skorzystali, co mnie ogromnie zdziwiło i sprawiło, że niejako straciłem do Wawelu jako sojuszu szacunek, którym mimo wszystko go darzyłem. Nie każdy jest w stanie stworzyć i poprowadzić sojusz który zajdzie na top2.
Rezultat : Wygrana DetoXu, mimo druzgoczącej przewagi wroga.