Czemu rozpadł się Detox w żadnym wypadku przez federację z Lechami to bzdura i głupia wymówka.
To nie całkiem tak.
Już pomijam fakt, Aber, że mówiąć o czyjejś wypowiedzi, że stanowi "bzdurę" i "głupią (!!) wymówkę", w istocie stosujesz to, co zwykle: argumenty
ad personam, gdy brakuje Ci innych, konkretniejszych.
Do rzeczy jednak.
Federacja z Lechistanem była jak potwór z Loch Ness: niby ktoś ją widział (w naszym sojuszu tylko jedna osoba i nie byłeś to Ty), ale nikt nic konkretnego na jej temat nie potrafi powiedzieć.
Koledzy z Lechistanu od samego początku mieli do niej podejście, delikatnie mówiąc, ambiwalentne. "Może być, ale może też jej nie być, my nie zamierzamy nic w jej ramach robić. Sobie jestesmy." Za to z naszej strony - wszelkie próby zmiany takiego stanu rzeczy kwitowane były jednym, a w zasadzie dwoma argumentami. Pierwszy: nie zrobię tego (i tu nick gracza, który był rzekomym filarem federacji). Drugi: foch (po moim trupie, odchodzę, rządźcie sobie sami, skoro jestescie tacy mądrzy). Skutecznie, Aber, rozdmuchiwałes i pierwszy, i drugi ("jak możecie", "prowadzimy rozmowy, o których nie macie pojęcia" (i nie mamy do dziś, o wielki dyplomato), "nie wiesz, to nie gadaj głupia dziewucho" - no, to nie do mnie, od początku było wiadomo, że żadna ze mnie dziewucha, heh).
W końcu stanęło na tym, że doprowadziwszy do zerwania tej federacji, niektórzy z nas zrobili wielkie świństwo kolegom z Lechistanu. Większe, niż były w stanie unieść dwie osoby, m.in. Ty, Aber.
I w tym sensie ta federacja była jednak jedna z przyczyn rozpadu sojuszu.
Problem Detoxu to różne podejście graczy do samej filozofii gry oraz dla jej celów . Jedni traktowali ją jedynie jako rozrywkę i nic poza tym inni chcieli oprócz rozrywki realizować jakieś cele , tu było główne podłoże konfliktu .
Niestety, przez całą naszą wspólną grę nie ujawniłeś wielkiej tajemnicy: jakie właściwie widzisz cele przed naszym sojuszem. Nasłuchaliśmy się (czy raczej naczytalismy się) wiele o tym, jak bardzo nie zamierzasz już dalej grać, że jesteś jedynie towarzysko (ten wątek wrócił nawet na forum), że gra robi się komercyjna (czyżby?), że nie zamierzasz brać w tym udziału. Jednym słowem "dziecko NIE" (masz dzieci, wiesz, o co chodzi). I wszystko to jako "pierwszy po bogu" - czyli jako pierwszy oficer. W Twoim przypadku - piewszy off. Offline. Jesli walczyłeś - robiłes to, jak mówiłes, wyłącznie dla własnej rozrywki. Jesli pytaliśmy Cię, jak widzisz dalsza grę (nie swoją, sojuszu), mówiłeś, żebyśmy Cię nie pytali, bo zrobiłes błąd, że grasz. No tak, to się nazywa KONCEPCJA GRY.
Pod koniec naszej wspólnej gry pojawił się motyw: ODCHODZĘ już niebawem. Jak wspomniałam: pierwszy offline.
Następny problem za dużo tygrysów w jednej klatce i kompletny brak chęci uczestnictwa w sojuszu jako zbiorowości gdzie czasami wymagana jest podmiotowość graczy aby osiągnąć wytyczony cel .
Nie wiem, co poeta miał na myśli. Albo brak koniecznej chęci uczestnictwa w sojuszu, albo niespełnianiae wymogu podmiotowości (jakkolwiek ją rozumiesz, co niestety do końca jasne nie jest). Kładę to na karb pewnych deficytów w umiejętnosci wyrażania i formułowaniu poglądów.
Przymiotem dobrego przywódcy jest umiejętność efektywnego wykorzystywania mozliwości i umiejętnosci ludzi, których ma do dyspozycji. I nie jest tak, że tygrysów nie da się ułozyć do współdziałania. O ile oczywiście się próbuje. Nie spróbowałes ani razu. Wiemy, wiemy, własnie odchodziłeś...
Za dużo wodzów i politykierów a za mało karnych żołnierzy tak zbudowany sojusz nigdy nie ma szans na osiągniecie sukcesu i trwałość .
Nikt z nas nie był politykierem. To nie my (my w opozycji do Ciebie) prowadziliśmy po cichu jakies rozmowy, ani nie wiadomo z kim, ani nie wiadomo po co. Nawet ślepy (nie, nie mówię o naszym ulubieńcu cyklopie) by dostrzegł, że w naszym sojuszu było jednak troche karnych żołnierzy (pomijam milczącą mniejszość, jednak podkreslam:
mniejszość, to juz prawdziwa rzadkość w tego typu grach).
Nie potrafiłeś wykorzystać tego potencjału, Aber.
Albo nie rozumiesz ludzi, którzy mają dość dystansu do rzeczywistości, żeby będąc konkretnymi facetami (przynajmniej tak wynikało ze zdjęć, które się pojawiły), nazywać się "rushoffymi rycerzami", albo sam masz z tym jakiś problem.
Szkoda, bo znasz tę grę na wylot i mogłeś sporo zrobic, mając takich ludzi.
Uwypukliło się to szczególnie po osiągnięciu przez nasz sojusz dominacji na PL9 . Mania wielkości bywa czasami twórcza i inspiracyjna ale też bardzo często zgubna .
Nie żadna mania wielkości, a po prostu satysfakcja, że wreszcie nie jestesmy gdzieś w ogonie. Ale każdy sądzi po sobie.
Te mankamenty Detoxu rzucały się w oczy od dawna nawet w dniach największej chwały to była budowla na piasku .
Nie to nie była żadna budowla na piasku. Była oparta na konkretnych graczach, na ich wysiłku (pomijam celowość wysilania się przy grach, to inna sprawa), na tonie kredek (tak, wiemy, grasz bez kredek, ale szkoda, że nie doceniasz tego, co w grę wkłądają inni, to też deficyt w umiejętności oceny "podwładnych") i żywym, zdrowym entuzjaźmie tychże graczy. To coś nagannego Twoim zdaniem? Czy też stanowiło zbyt duzy i nieznoścny kontrast z Twoim z lekka zgorzkniałym podejściem do rzeczywistości (uhh, jak żałuję, że nie mogę zacytować naszej Domi, która nazwała Cię (...), powiedzmy: adekwatnie)?
Widziałem te grzechy od dawna dwa razy próbowałem temu zapobiec wychodząc z sojuszu , dziś wiem że były to błędy i moja metodologia naprawy była zła trzeba było to rozwiązać inaczej , ale było minęło i się nie wróci .
Metodologia to nauka o metodach, tak na marginesie (całe życie się uczymy).
I chyba nie przypadkiem tak to ująłeś (podświadomość ma wielką moc, heh). Duzo opowiadałeś bowiem o metodach, nie zastosowałeś żadnej z nich. Może dlatego, że co sprawdza się u kaprala, nie sprawdza się w gronie ludzi, którzy nie są szeregowcami? Trudno gdybać. Nie zrobiłeś nic. A mogłeś i powinieneś był, bo byłeś piewrszym.
Niestety ale to jest stały i często powtarzający się mankament nasz jakby narodowy gen .
A skąd Ty w ogóle wiesz, kto z nas jest PL, a kto nie? Zastępowanie analizy stereotypami nigdy jeszcze nie doprowadziło do sensownych rezultatów, za to do wielu nieszcześć - owszem. Rozpad sojuszu DeToX nie jest żadnym nieszczęściem, co najwyżej rozczarowaniem, jednak z pewnoscią nie nastąpił dlatego, że to polski sojusz...
Brak stałej ciężkiej pracy u podstaw i żmudnej realizacji wyznaczonych celów na rzecz fajerwerków i okresowych szarż.
Praca - była. Zbudowaliśmy kilka ciekawych kont (chyba, że uważasz, że konto Asi np. do takich nie należy), kilka fajnych i skutecznych armii, ale najważniejsze: zbudowaliśmy też
więź między graczami (powino być różowym, heh). Nie więź opartą na posłuszeństwie czy karności, a tę opartą na zaufaniu i (UWAGA: WIELKIE SŁOWA) przyjaźni. Może nie do końca realnej (jesteśmy w grze, nie w życiu), może to bardziej koleżeństwo, jednak pojawiło się.
To, że nie chciałeś w tym uczestniczyć, to że traktowałeś z lekceważeniem coś tak istotnego, jest Twoim wyborem. Szkodliwym wyborem niestety.
Nie pojawiły się za to ŻADNE konkretne cele, jednak za ich wytyczanie był odpowiedzilny w tym sojuszu ktoś inny, a nie szeregowi gracze. Kto to taki? Odpowiedz sobie sam.
I nie tłumacz się Aber tak, jak to robiłeś dotychczas, że Ty nie chciłeś właściwie grać i jesteś tu przez jakiś niefortunny zbieg okoliczności. Wiesz dobrze, co robi ktoś, kto grać nie chce. Ty tego nie zrobiłeś.